"Będę profesorem języka niemieckiego” - rozmowa z profesorem dr. hab. Robertem Skoczkiem
Wywiad z profesorem dr. hab. Robertem Skoczkiem – mowoznawcą i fonetykiem w Katedrze Mowoznawstwa i Fonetyki Uniwersytetu Marcina Lutra w Halle i Wittenberdze.
Rozmawiała Magdalena Wierak, doradczyni metodyczna ds. języka niemieckiego, LSCDN.
Magdalena Wierak: Mówić w języku obcym to jedno, ale posługiwać się nim jak mową ojczystą, znać jego niuanse czy analizować go na poziomie akademickim, to już rzecz niezwykła. W wieku 41 lat został pan profesorem niemieckiej uczelni, a przecież materią pańskiej działalności naukowej jest język niemiecki, język, którego się pan nauczył.
Polak, który uczy Niemców jak poprawnie mówić i wymawiać po niemiecku
– czy można tak o panu powiedzieć?
Prof. dr hab. Robert Skoczek: Poniekąd tak (śmiech). Staram się zaznajomić moich studentów nie tylko z suchą teorią nauczanych przeze mnie przedmiotów, lecz także zainteresować ich zawiłościami fonetyki, języka oraz jego zróżnicowaniem w obrębie tzw. standardu wymowy. Chcąc nie chcąc, odnoszę się na moich wykładach również do ogólnej poprawności w posługiwaniu się językiem niemieckim. Tu - podobnie jak w innych krajach – język wykazuje ogromne zróżnicowanie regionalne. Należy zatem w tym kontekście zachować szczególną ostrożność przy stosowaniu kategorii poprawny czy błędny. Regionalizmy świadczą jedynie o bogactwie systemowym, wynikającym z rozwoju językowego. W sytuacji komunikacyjnej można raczej wychodzić z założenia, że pewne formy wymowy są bardziej lub mniej pożądane. Inne zaś bardziej akceptowane. Obszerną pracę na ten temat przedstawił halleński profesor Uwe Hollmach. Inaczej postrzegane są naleciałości regionalne polityka, który takim zabiegiem może zyskać jeszcze większą przychylność swoich wyborców, inaczej spikera telewizyjnego czy radiowego, nadającego komunikat o zasięgu ponadregionalnym. Bogactwa regiolektalnego wymowy niemieckiej i jej wartościowania przez samych użytkowników nie da się jednak przełożyć dokładnie na grunt polski. Oddziaływają tu inne czynniki socjofonetyczne.
Zagadnienia te pozostają w kręgu moich zainteresowań i badań naukowych, są przedmiotem badań mowoznawczych. Tak, tak, termin mowoznawstwo (Sprechwissenschaft) wywołuje także w Niemczech zachodnich konsternację i nasuwa automatycznie pytanie, czy nie zaszło tu przejęzyczenie i nie chodzi przypadkiem o językoznawstwo (Sprachwissenschaft)? Pojęcie mowoznawstwo „przemycam” sukcesywnie do naszego rodzimego świata naukowego
i mam cichą nadzieję, że się ono przyjmie.
M. W. : Urodził się Pan w Polsce, w polskiej rodzinie. Pana językiem ojczystym jest język polski. Kiedy pojawiły się zainteresowania językiem niemieckim?
Prof. dr hab. Robert Skoczek: Och! To niezwykła historia. Jako 8–9 latek interesowałem się językiem rosyjskim. Zaintrygował mnie jego „dziwny szyfr”, z którym się dość szybko obeznałem. Z dziecięcą naiwnością myślałem, że dokonując transliteracji polskich słów opanowałem język rosyjski.
W progu wejścia do pewnego lokalu w Krasnymstawie (woj. lubelskie), do którego jako nieletni zaglądać nie powinienem, zagadnęła mnie szatniarka. Ja mruknąłem pod nosem coś po rosyjsku, a ona odpowiedziała mi po niemiecku. I zapałałem miłością do tego języka od pierwszego słyszenia. Pomyślałem, że brzmi on całkowicie odmiennie niż język polski. W języku rosyjskim można było jeszcze dostrzec jakieś podobieństwa leksykalne. Natomiast tutaj tych podobieństw nie było. Zafrapowało mnie też to, że mówi się jakimś kodem, który jest praktycznie całkowicie niezrozumiały. Szatniarka zaśpiewała mi ponadto taką piosenkę „Alle meine Entchen” i mnie jej nauczyła. Od tej pory przychodziłem do niej regularnie, rzecz jasna w celu nauki języka niemieckiego. Nigdy jej o to nie pytałem,
ale mniemam, że sama znała go albo ze szkoły, albo z okresu wojny.
Tak zaczęła się moja przygoda z językiem niemieckim. Starsza pani zaszczepiła mi miłość do niego. Przypadek jakich wiele w życiu.
M. W.: To wczesnodziecięce zainteresowanie trwało, czy było krótkim epizodem?
Prof. dr hab. Robert Skoczek: Trwało. I narastało. Ba, trwa i narasta po dziś dzień. W tamtych czasach o podręczniki do nauki języków obcych nie było łatwo. Szczególnie dla takiego chłopca, który uczęszczanie do szkoły traktował, eufemistycznie rzecz ujmując, jako obowiązek. Nauka mało mnie interesowała w tamtym okresie. Język niemiecki stał się jednak dla mnie odkryciem.
/.../
Prof. dr hab. Robert Skoczek: Żeby nauczyć się języka obcego, konieczne jest zakochanie się w nim. Niezbędna jest fascynacja. Wtedy nauka staje się przyjemnością, potrzebą. Tego życzę wszystkim uczniom w polskich szkołach. Efekt murowany. Zaś profity ze znajomości języków obcych są powszechnie znane. Języki obce otwierają nam drzwi do innych światów.
M. W.: A nauczycielom, co by pan poradził? Jak najskuteczniej uczyć? Czy na przykład skupiać się na kształceniu jednostek wybitnych, czy raczej uśredniać poziom nauczania, zniżając go do średniej klasowej?
Prof. dr hab. Robert Skoczek: Ja bym powiedział tak. Kto chce, to się nauczy. Kto nie, to nie. Rolą nauczyciela nie jest to, by ciągnąć wszystkich na siłę. Oczywiście dobrze, jeśli uda się zaszczepić miłość do nauki jak największej liczbie uczniów. Wymaga to energii i zaangażowania. A my, nauczyciele, mamy tylko pewien ograniczony zasób sił i energii.
Mnie motywowało, jeśli pojawiała się choć jedna osoba w klasie, w której widziałem iskrę, która może wzniecić ogień. Taka osoba daje nauczycielowi satysfakcję i energię. Nie oznacza to, że należy resztę klasy pominąć. Często taka zmotywowana uczennica czy uczeń jest w stanie zaangażować innych i tym samym wspomóc nauczyciela.
Pełny tekst rozmowy w załączniku.